You are currently viewing Dobro dziecka – czy to w ogóle ma prawne znaczenie?

Dobro dziecka – czy to w ogóle ma prawne znaczenie?

Tematy pieczy zastępczej i przysposobienia (powszechnie: adopcja) są mi szczególnie bliskie, o czym już kilkukrotnie wspominałam na blogu (zachęcam do przeczytania postów: rodzicielstwo zastępczy – czyli prawne spojrzenie na cichych bohaterów, dziecko w centrum – czyli o prawie rodzinnym inaczej czy adopcja – czyli o spełnianiu wielkich marzeń). Przez lata odbyłam wiele rozmów zarówno z rodzicami zastępczymi jak i adopcyjnymi, a także z samymi dziećmi, na temat tego jak ważne jest to, by dziecka nie traktować instrumentalnie i by zawsze kierować się jego dobrem. Niestety doświadczenie pokazuje, że polski system, a właściwie jego pracownicy, zdają się niejednokrotnie pomijać potrzeby i uczucia dziecka, traktując jego zdanie jako irracjonalne i nic nie znaczące. Co więcej, doświadczenie daje mi podstawę do uznania, że specjaliści do pracy z rodziną niejednokrotnie zapominają o holistycznym spojrzeniu na życie dziecka, w tym konieczności brania pod uwagę nie tylko jego aktualnej sytuacji, ale też przyszłej, kiedy to jak pokazuje nauka i licznie przeprowadzone badania, dziecko z pieczy w okresie dojrzewania i dorosłości szuka swoich korzeni i odpowiedzi na pytanie – dlaczego zostało odtrącone/porzucone.

Przykłady wyżej wskazanego nieprawidłowego w mej ocenie podejścia do dzieci? Mogłabym je mnożyć, ale dziś skupię się na dwóch, które mnie osobiście bardzo dotknęły i pokazały absurdy systemu.

Przytoczę sytuację pięciorga rodzeństwa, które zostało rozdzielone w ten sposób, że czwórka starszych dzieci została umieszczona w rodzinnym domu dziecka na Mazowszu, a najmłodsze niemowlę zostało skierowane do adopcji na Śląsk. Pytacie jak to możliwe? Jest przecież art. 107 k.r. i o., zgodnie z którym „rodzeństwo powinno wychowywać się wspólnie, chyba że dobro dziecka wymaga innego rozstrzygnięcia”. Przytoczę Wam odpowiedź specjalisty do pracy z rodziną, której ocena wpłynęła na takie, a nie inne rozwiązanie prawne. W ocenie Pani „rodzeństwo nie jest rodzeństwem jeśli się nie widzi” (cytat !), a w tej sytuacji starsza czwórka rodzeństwa nie mogła zżyć się z niemowlakiem, bowiem przecież żył tylko chwilę przed rozłąką. Niestety to absurdalne stanowisko zostało zatwierdzone, a rodzeństwo na stałe rozdzielone.

Kolejna sytuacja dotyczy 5 latka, który w swoim życiu przeżył już wiele – najpierw, gdy miał kilka miesięcy został umieszczony w pieczy w ochronie przed krzywdzącymi go rodzicami, następnie przez kilka lat żył otoczony miłością w rodzinie zastępczej, a od kilku miesięcy jest adoptowanym synem wspaniałego małżeństwa. Niektórzy czytając historię tego dziecka myślą – jaki dramat!, ja znając historię szczegółowo mogę śmiało stwierdzić, że ten maluch miał dużo szczęścia znajdując dom w rodzinie zastępczej, a teraz adopcyjnej. To dzięki rodzinie zastępczej bowiem, schorowane na skutek stosowanej przez rodziców biologicznych przemocy fizycznej dziecko, jest w pełni sprawne fizycznie i rozwija się niemalże tak jak jego rówieśnicy. Co więcej to dzięki rodzinie zastępczej i ich codziennej, ponad czteroletniej opiece, to dziecko to uroczy, uśmiechnięty chłopiec z kręconymi włoskami, który zdobywa serce każdego z kim rozmawia.

Niestety widzę w tej historii też pewną dramatyczną część i nie rozumiem, czemu my dorośli – sami tworzymy takie scenariusze dzieciom. Czemu naszym działaniom nie towarzyszy refleksja tylko krótkowzroczne podejmowanie decyzji bez spojrzenia na ich konsekwencje w przyszłości.

Bohaterowi przytaczanej historii zabroniono bowiem utrzymywania kontaktu z rodziną zastępczą. Argumentacja – bo tak szybciej zapomni i przyzwyczai się do nowego życia w rodzinie adopcyjnej! Jest to zgodne z jego najlepszym dobrem!

Czy na pewno? Kto i jaką miarą ocenił, że to jest zgodne z jego najlepszym dobrem? Czy da się gumką wymazać w głowie dziecka 5 letnie życie i uznać, że ma mieć tylko to nowe, w rodzinie adopcyjnej, ma być piękny, zdrowy i szczęśliwy i ma być tylko synem nowych rodziców? Czy naprawdę tylko tak może być szczęśliwy? Czy w ogóle będzie? Czy to jest to jego dobro widziane oczami dorosłych?

A ciocia i wujek (rodzice zastępczy) i dzieci, z którymi się wychowywał? Oni przecież byli z nim praktycznie całe jego życie. Opiekowali się nim, zapewniali co najlepsze, z nimi się bawił, przy nich wyrażał smutek, żal, radość. Już nie może z nimi przebywać na co dzień, ma swój nowy, cudowny dom, ale czemu nie może ich odwiedzać, rozmawiać, dalej czuć ich miłości? Przecież oni wspierają rodziców adopcyjnych, cieszą się, że będą dla ich małego chłopca docelową rodziną.

Niestety rodzice adopcyjni w tej sytuacji postanowili, że opinia specjalistów do pracy z rodziną w zakresie tego, by po adopcji dziecko zerwało całkowicie więzi z dotychczasowymi opiekunami jest słuszna. Pomimo tego, że rodzice zastępczy i ich dzieci chcą dalej uczestniczyć w życiu dziecka na razie nie mają takiej możliwości. Jaki będzie dalej scenariusz?

Niestety badania i relacje rodzin adopcyjnych pokazują, że każde dziecko z „pieczy” szuka swoich korzeni. A w okresie dojrzewania często ma wiele pretensji do dorosłych za to, że uniemożliwili mu przeżycie całego życia bez „wymazywania gumką” jego pozytywnych aspektów jak kontakt z biologiczną matką czy ojcem, rodziną zastępczą czy ulubioną opiekunką w domu dziecka. Każde dziecko chce poznać swoją historię w pełni, bez względu na to czy jest smutna czy wesoła. Czy nie ma do tego prawa? Czy my dorośli naprawdę wiemy lepiej?

Moją refleksją jest to, że my dorośli – często zapominamy, jak to było być dzieckiem. Nasze codzienne troski i pęd życia nie pozwalają nam na schylenie się i wysłuchanie małego człowieka. A on często ma bardzo dużo ważnego do powiedzenia…

A co do opisanych historii – na szczęście prawo przewiduje możliwość sądowego ustalenia kontaktów w tym dla osób, które przez dłuższy czas sprawowały opiekę nad dzieckiem. I o tym w kolejnym poście…